Sylwia – Historia

Piszę do Was, gdyż jestem zbulwersowana i „zła”. Proszę byście w trakcie czytania mojej historii spróbowali odczuć beznadziejność całej sytuacji polegającej na złudnym karmieniu dobrą wiadomością: „Jest pani zdrowa”, a w rzeczywistości brakiem jakichkolwiek chęci, aby pomóc pacjentowi. I nie jest to wina trudnej sytuacji w Służbie Zdrowia.

Historia mojej choroby nie należy do najkrótszych, ale podchodzę do tego bardzo emocjonalnie i nie potrafię tego opisać inaczej.

Na początku października 2001 roku przypadkiem wykryłam „coś”, co znajdowało się w jamie ustnej, po prawej stronie tuż nad łukiem zębowym. Było to duże zgrubienie, które jakby nie mieściło się w dziąśle i „szukało wyjścia”.

Rozpoczęłam natychmiastową interwencję.

Pierwsze moje kroki skierowałam do mojego wieloletniego dentysty Pani dr Ewy H. Ona natomiast wysłała mnie na Rtg zęba i przypisała antybiotyk.

„Opuchlizna” nie schodziła, tak, więc nie mogłyśmy rozpocząć leczenia kanałowego szóstki, bo taki był początkowy plan działania, robimy zdjęcie Rtg, oceniamy sytuację, antybiotyk, leczenie kanałowe i po sprawie.

Udałam się również na prywatną konsultację do stomatologa Pani dr Marzeny S. w Słubicach. Kolejne zdjęcie Rtg zęba, antybiotyku ciąg dalszy i w między czasie rozpoczęło się leczenie kanałowe zęba. Po kilku wizytach ząb został zaplombowany, mimo, że „opuchlizna” nadal pozostawała.

Dr Marzena S. zadecydowała, że skontaktuje się z laryngologiem w mojej sprawie.

Po konsultacji umówiłyśmy się na zabieg w znieczuleniu miejscowym, podczas którego usuniemy zmianę – być może torbiel.

W trakcie jednej z wizyt dr Marzena S. oświadczyła mi, że rozmawiała z laryngologiem na mój temat i że jest gotów podjąć się usunięcia zmiany. Zęba pozostawimy, gdyż jest on przeleczony, więc nie ma potrzeby ani wskazań do jego usunięcia, poza tym żal wyrwać zęba. Dobry lekarz będzie chciał go ratować.

Wstępnie umówiłyśmy się na zabieg, na początek grudnia.

Miałam wątpliwości. Postanowiłam to skonsultować jeszcze z jakimś lekarzem.

14 listopada 2001r. poprosiłam lekarza pierwszego kontaktu o skierowanie na zdjęcie Rtg zatok i skierowanie do laryngologa. Dr Sławomir B. wystawił skierowanie, o które poprosiłam.

Dwa dni później tj. 16 listopada 2001r. udałam się do Słubic by wykonać zdjęcie zatok, a następnie pojechałam do Sulęcina do Specjalistycznej Poradni Laryngologicznej gdzie przyjął mnie otolaryngolog dr Grażyna S.

Pani doktor obejrzała zdjęcie Rtg zatok i zdjęcie Rtg zęba, po czym stwierdziła, że zdjęcie zatok jest źle zrobione i „z czym ja tu do niej przychodzę skoro zdjęcie jest nie do odczytania”. Obejrzała zmianę w mojej jamie ustnej i powiedziała: „niewątpliwie coś tu jest, ale nie wiem, co”. Napisała coś z drugiej strony skierowania i nic więcej w tej sprawie nie zrobiła. Zapytałam czy powinnam to usunąć. Powiedziałam, że pani stomatolog w prywatnym gabinecie chce się tego podjąć, a ja nie wiem, co mam zrobić, czy się zdecydować czy może nie, może powinnam szukać pomocy gdzie indziej. Otrzymałam odpowiedź: ”jak ma pani możliwość to niech pani to usunie”.

Wizyta była krótka i nic nie wniosła w moje leczenie.

Po kolejnej wizycie u dr Marzeny S. umówiłyśmy się wstępnie na zabieg na dzień 02 lub 04 grudnia 2001r.

Byłam przerażona…Cała ta sytuacja sprawiała, że nie mogłam normalnie funkcjonować. Postanowiłam skontaktować się jeszcze z dr Ewą H.

Pani dr rozwierciła zęba i poinformowała mnie, że ząb nie może być zaplombowany dopóki nie zejdzie „opuchlizna”, gdyż ewentualna ropa musi mieć ujście.

Koniec listopada 2001r. wciąż niespokojna, udałam się do prywatnej Kliniki – Dentalklinik w Słubicach na kolejną konsultację.

Lekarz spojrzał na zdjęcia Rtg, obejrzał mnie i stwierdził, że ząb jest do usunięcia. Jego nie da się już uratować, bo nie ma, co ratować, a zmianę może usunąć w znieczuleniu miejscowym wraz z zębem.

Na jednej z ostatnich wizyt u dr Marzeny S. zapadła decyzja, że zabieg odbędzie się 04 grudnia 2001r. ok. godz.19:00.

Bałam się, ale wiedziałam, że musze to zrobić – bo tak trzeba, że jestem pod dobrą opieką i że wszystko będzie dobrze.

04 grudnia 2001r. Tego dnia poznałam dr Wojciecha W. Przed zabiegiem poinformowałam, że chciałabym by zmiana, którą dziś usuniemy została przesłana do badania, gdyż moja mama zmarła na raka piersi w 1995 r. a ja od 1996 roku jestem pacjentką Onkologicznej Poradni Genetycznej /mieszczącej się na terenie PSK-2 w Przychodni Przyklinicznej ul. Powsańców Wlkp 72 w Szczecinie (nr kart. 23121)./

Doktor Wojciech W. znieczulił mnie i wyciął zmianę. Niestety pod koniec zabiegu straciłam przytomność.

Przerażona, zmęczona, obolała z receptą na antybiotyk i zaświadczeniem o przeprowadzonym zabiegu (by móc otrzymać zwolnienie od lekarza rodzinnego) udałam się do domu. Koszt zabiegu 150 zł.

Zmiana nie została przesłana do badania.

Dr Wojciech W. stwierdził „na oko”, że jest to „typowa torbiel zębopochodna”.

Kontakt z dr Marzeną S. był coraz rzadszy w przeciwieństwie do dr Wojciecha W. Wszelkie kontrole, zdjęcie szwów odbywało się w jego prywatnym gabinecie w Słubicach.

Po około dwóch tygodniach od zabiegu zaczęłam odczuwać jakieś bulgotania tak jakby w zatoce zbierał się jakiś płyn. Zaniepokoiłam się. Natychmiast udałam się do dr Wojciecha W. Zbadał mnie, stwierdził, że musi mnie nakłuć. Przestraszyłam się. Lekarz uspokoił mnie, powiedział, że nie będzie bolało, gdyż znieczuli mnie miejscowo. Poddałam się nakłuciu. Doktor spryskał moje dziąsło jakimś płynem, który spowodował, że ciało zdrętwiało, ale na pewno nie można tego nazwać znieczuleniem.

Byłam przekonana, że otrzymam znieczulenie takie jak przy usuwaniu zęba, że będę czuła jakiś dyskomfort, ale będzie to chwilowe i znikome. Okazało się zupełnie inaczej. Wkłucie się – bolało, ale gdy igła przedzierała się dalej czułam rozrywający ból, gdy nastąpiło wsysanie płynu nie wytrzymałam zaczęłam słabnąć, po czym zemdlałam. Gdy doszłam do siebie, lekarz pokazał mi płyn w strzykawce i stwierdził, że jest to płyn koloru bursztynowego, typowo torbielowy i że czeka mnie „powtórka z rozrywki”.

Torbiel musiała się odnowić, co często się zdarza w przypadku torbieli zębopochodnych. Pobrany płyn z zatoki został wylany do zlewu.

Bardzo się bałam, powiedziałam o tym lekarzowi, powiedziałam również, że nie chcę mieć już takiego zabiegu jak ten z 4 grudnia 2001r. Wolałabym usunąć torbiel w znieczuleniu ogólnym. Doktor namawiał mnie na podobny zabieg w znieczuleniu miejscowym z tym, że w trakcie zabiegu zrobiłby dodatkowo ”okienko” w kości nosowej by zatoka mogła się lepiej i szybciej oczyszczać po zabiegu. Ja jednak za bardzo się bałam i nadal chciałam by zabieg był w znieczuleniu ogólnym. Dr Wojciech W. powiedział, że jest to możliwe, ale dużo droższe, cena za zabieg wynosi 800 zł.

Lekarz zaproponował mi sinuskopię, która miałaby polegać na znieczuleniu mnie ogólnie, wprowadzeniu kamery przez nos do zatoki i obejrzeniu jej by móc stwierdzić, co tak naprawdę się tam dzieje. Ewentualne usunięcie torbieli byłoby przeprowadzone przez nos. Zabieg taki jest mało inwazyjny, gdyż nie używa się do jego przeprowadzenia skalpela. Kosztowałby ok. 170 euro. Musiałabym jednak przyjechać do Klinki we Frankfurcie, w której pracuje doktor. Ewentualnie mógłby sprzęt przywieźć do Polski i zrobilibyśmy to, w Słubicach, cena zbiegu 800 zł.

Cena zabiegu była wysoka, a ja chciałam być zdrowa.

Długo rozmawialiśmy. Pytałam, gdzie mogłabym zrobić taki zabieg w Polsce z ubezpieczenia. Nie otrzymałam jednoznacznej odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego? Skoro jako młody lekarz miał praktykę na Chirurgii Szczękowo-Twarzowej w Szczecinie, o czym wówczas jeszcze nie wiedziałam. Mógł od razu mi podpowiedzieć gdzie znajdę fachową pomoc. Niestety dr Wojciech W. nie zrobił tego.

Tego dnia otrzymałam od doktora krótki opis zabiegu z dnia 04 grudnia 2001r. na podstawie, którego chciałam znaleźć kogoś, kto wskaże mi szpital gdzie będzie można wykonać tego typu zabieg – sinuskopię.

04 stycznia 2002r. udałam się do Zielonej Góry do Specjalisty Chirurgii Stomatologicznej do dr Jarosława S. Po obejrzeniu zdjęć Rtg, wysłuchaniu i zbadaniu mnie, zapoznał się z treścią informacji od dr Wojciecha W. Stwierdził, że ząb – szóstka jest napewno do usunięcia i opinia, że dobry stomatolog będzie ratował zęba jest w tym przypadku błędna.

Dr Jarosław S. powiedział, że da mi skierowanie na zdjęcie pantomograficzne i może usunąć mi ząb, zamknąć zatokę, która na pewno się otworzy podczas usuwania szóstki, a ze zmianą, która znajduje się w zatoce skieruje mnie na oddział laryngologiczny. Powiedziałam, że się boje i wolałabym nie cierpieć dwa razy, chciałabym mieć ten zabieg zrobiony za jednym razem.

Niestety dr Jarosław S. nie mógł ingerować w zatokę.

21 stycznia 2002r. udałam się do dr Wojciecha W.

Pokazałam mu zdjęcie pantomograficzne z dnia 4 stycznia 2002r. i po rozmowie otrzymałam skierowanie do Kliniki otolaryngologicznej ul. Unii Lubelskiej 1 PSK nr 1 w Szczecinie. Na skierowaniu dr Wojciech W. napisał, że prosi o badanie sinuskopii i opisał mój stan.

Chciałabym nadmienić, że w czasie, gdy, trwało moje „leczenie” obowiązywały promesy.

25 stycznia 2002r. (piątek)

Ze skierowaniem od dr Wojciecha W. udałam się do Lubuskiej Regionalnej Kasy Chorych po promesę na leczenie w Szczecinie. Pozwolenia nie otrzymałam, gdyż skierowanie było wystawione przez lekarza, który prowadzi tylko praktykę prywatną.

Tego samego dnia udałam się do gabinetu dr Jarosława S., (u którego już byłam 4 stycznia), który wystawił mi identyczne skierowanie jak dr Wojciech W. Jak tylko dostałam skierowanie udałam się ponownie do LRKCH po promesę. Tym razem pozwolenie otrzymałam.

28 stycznia 2002r. (poniedziałek)

Tego dnia z wielką nadzieją pojechałam do Szczecina.

Zabrałam ze sobą wszystkie zdjęcia Rtg, całą dokumentację pisemną i skierowanie.

Zostałam przyjęta przez lekarza. W gabinecie oprócz lekarza i mnie było czterech studentów obcojęzycznych, każdy z nich zbadał mnie. Po rozmowie z lekarzem i studentami (rozmowa trwała ok.20 minut), lekarz stwierdził, że przed zabiegiem sinuskopii zrobimy USG i tomografię.

Ucieszyłam się, byłam pewna, że tu na pewno mi pomogą.

Lekarz wyszedł. Zostałam w gabinecie ze studentami.

Po ok. 15 minutach do gabinetu wszedł znajomy mi już lekarz wraz dr n. med. Grzegorz M. W skrócie opowiedziałam ponownie historię mojego dotychczasowego leczenia. Dr Grzegorz M. obejrzał zdjęcia Rtg. Podszedł do mnie i zaczął badać zmianę w mojej buzi. W trakcie badania lekarz spryskał okolice zmiany czymś, co od razu skojarzyłam z dr Wojciechem W., dziąsło zaczęło drętwieć. Zapytałam, więc lekarza, co ma zamiar robić. Lekarz odpowiedział, że nakłuje zmianę.

Byłam zaskoczona.

Lekarz nie uprzedził mnie o zamiarze nakłucia, nie zapytał mnie o zgodę, nie poinformował, w jakim celu chce to zrobić. Odmówiłam nakłucia. Poinformowałam lekarza, że zmiana była nakłuwana przez dr Wojciecha W. – opis przedstawiłam. Lekarz powiedział, że go to nie obchodzi. I nagle decyzja pierwszego lekarza o USG i tomografii straciły na wartości, bo, przecież łatwiej, a przede wszystkim TANIEJ jest wziąć igłę, strzykawkę i nakłuć zmianę bez względu na to, co to jest i czy pacjent jest do tego przygotowany.

Po powrocie ze Szczecina udałam się do dr Wojciecha W. który wtedy wydawał się moim jedynym ratunkiem.

Podjęłam decyzję, że będę musiała zdecydować się na zabieg u dr Wojciecha W. bez względu na to ile będzie to kosztowało. Zdrowie jest najważniejsze, a ja tego pragnęłam najbardziej.

06 lutego 2002r. (środa)

Odbyła się wizyta u dr Wojciecha W. Powiedziałam lekarzowi, dlaczego nie zostałam przyjęta na oddział.

Zaczęliśmy zastanawiać się, co, dalej ze mną zrobić.

Dr stwierdził, że kolejny raz musi mnie nakłuć. Poddałam się nakłuciu. I tym razem w trakcie nakłuwania straciłam przytomność. Lekarz pokazał mi strzykawkę wypełnioną płynem. Tak jak przy pierwszym nakłuciu pod koniec grudnia 2001r. stwierdził, że płyn jest koloru bursztynowego, typowo torbielowy. Płyn został wylany do zlewu.

Dr Wojciech W. ponownie namawiał mnie na zabieg w znieczuleniu miejscowym, ale, ja nie byłam już taka odważna i za żadne skarby świata nie chciałam przeżywać tego jeszcze raz.

W trakcie wizyty zapytałam czy kolejny (drugi) zabieg będzie ostateczny i czy torbiel ponownie nie odrośnie. Lekarz powiedział, że nie może dać mi takiej gwarancji, gdyż torbiele zębopochodne lubią odrastać. Wystarczy, że zostanie, choć jedna komórka. Podczas wizyty podjęłam decyzję, że chcę usunąć szóstkę. Bo skoro jest to torbiel zębopochodna – jak twierdził dr Wojciech W., uważam, że należy źródło infekcji usunąć, gdyż za miesiąc będę miała ten sam problem, a ja już nie chcę więcej cierpieć z tego powodu. Dr Wojciech W. usilnie nalegał, żeby nie usuwać zęba, że jestem młoda i zęby muszą mi służyć jeszcze wiele lat, a przecież wszyscy dobrze wiemy, że trzeci raz ząbki nie rosną, a usunąć zęba można w każdej chwili. Ja, jednak nie dałam się przekonać i uparcie przystawałam przy swoim. W końcu decyzja zapadła, sprzętu do sinuskopii dr Wojciech W. nie będzie przywoził, ponieważ skoro wyrywamy zęba to zrobimy cięcie od środka po dziąśle.

Lekarz opisał i pokazał mi w atlasie jak będzie przebiegał zabieg. Poinformował mnie, że w trakcie zabiegu wykona okienko w kości nosowej dla łatwiejszego oczyszczania się zatoki. Po omówieniu szczegółów związanych z zabiegiem przyszedł czas ustalenia daty i konkretnej ceny.

Operacja miała się odbyć 9 lutego 2002r. (sobota) o godz. 11:00. Cena pozostała bez zmian 800zł.

Przypomniałam doktorowi, że tym razem bardzo proszę o przekazanie wyciętej zmiany na badanie histopatologiczne i że pokryje koszta z tym związane. Lekarz obiecał, że to zrobi i że zmiana zostanie wysłana do badania. To mnie uspokoiło.

Po powrocie do domu po ok. 2 godzinach zaczęłam czuć „bulgotanie”, rozpieranie, ból w zatoce. Na drugi dzień było jeszcze gorzej. Nie mogłam się doczekać, kiedy mi to wytną. Miałam trzy dni na zrobienie badań, o których mówił mi lekarz tj. morfologia, badanie moczu, EKG. Wszystko wykonałam według zaleceń.

9 lutego 2002r. (sobota), godz. 11:00, Słubice.

Na zabieg przyjechałam przed czasem. Bardzo się bałam. Operacja trwała ok. półtorej godziny. Po operacji dr Wojciech W. stwierdził, „że nie ma takiej potrzeby by zmianę wysyłać do badania, gdyż jest to typowa torbiel i na pewno nie ma się tu czym niepokoić. Najgorsze mamy już za sobą”.

Byłam niezadowolona, że zmienił zdanie.

”Torbiel” i wyrwanego zęba owiniętego w gazę zabrałam do domu. Na drugi dzień byłam nie tylko niezadowolona, ale i zła, że mimo obietnicy nie przesłał tkanek do badania.

W końcu przestałam o tym rozmyślać, bo byłam szczęśliwa, że pozbyłam się choroby.

11 lutego 2002r. (poniedziałek)

Udałam się na wizytę kontrolną do dr Wojciecha W. Lekarz wyjął opatrunek z nosa, obejrzał cała jamę ustną. Powiedział, że ładnie się goi. Opowiedział jak wyglądał cały zabieg. Powiedział, jakie straty wyrządziła torbiel, między innymi zniszczyła kość szczęki pozostawiając w niej ubytki między zębami tj. między, czwórką, a piątką i piątka a szóstką. Zapytałam czy ubytki te po jakimś czasie się zregenerują, lekarz odpowiedział, że nie.

Nadmienił również, że torbiel musiała być bardzo stara, bo była „skostniała”. Dodał, że może mnie prawa strona twarzy boleć, szczególnie przy zmianie pogody. Umówiliśmy się na kolejną wizytę.

Po kilku dniach od zabiegu na kolejnej z wizyt dr Wojciech W. zdjął szwy. Oświadczył, że jest „bardzo ładnie”. W trakcie ostatniej wizyty uświadomił mnie, że takie „szkliwiaczki” potrafią być „wredne” i mogą za parę lat dać o sobie znać. Przestraszyłam się. Lekarz uspokoił mnie, mówiąc, że nie w każdym przypadku tak jest i że mam się tym teraz nie przejmować, bo teraz jest wszystko dobrze i że jestem zdrowa. Nie przypuszczałam wtedy, że użyte przez dr Wojciecha W. słowo, „szkliwiak” jest osobną jednostką chorobową. Byłam przekonana, że używając takiej nazwy, określił rodzaj torbieli, bo jak sam stwierdził torbiel ta była torbielą zębopochodna. Od razu skojarzyłam nazwę ze szkliwem i nie podejrzewałam nic złego.

Mój tok rozumowania na koniec lutego początek marca 2002r. był prosty: miałam torbiel zębopochodną tzw. szkliwiaka (nazwa pewnie pochodzi od szkliwa na zębie) koniec, kropka.

I tak zadowolona i szczęśliwa, że jest już po wszystkim starałam się jak najszybciej o tym zapomnieć. Nic mnie nie bolało, wszystko wygoiło się.

Byłam zdrowa – tak przynajmniej mi się wydawało.

Od września 2002r. zaczęłam mieć wyciek z nosa i tylko z prawej strony. Zaniepokoiłam się, tym bardziej, że okazało się, że dr Wojciech W. przestał przyjmować w prywatnym gabinecie w Słubicach. Postanowiłam nie panikować i odczekać jakiś czas.

W końcu udałam się do lekarza rodzinnego, powiedziałam o moich obawach związanych z zatoką. Otrzymałam skierowanie do laryngologa.

28 kwietnia 2003r. pojechałam do laryngologa do Świebodzina.

Dr Izabela L. wysłuchała mnie, obejrzała wszystkie zdjęcia Rtg i całą dokumentację pisemną. Zrobiłam kopię dokumentacji by w mojej karcie pozostał ślad, że tu byłam. Powiedziałam, że zmiana nie została wysłana do badania. Po obejrzeniu mojej jamy ustnej pani dr stwierdziła, że jest „ślicznie” i że jestem zdrowa. Przepisała mi tabletki Sinupret oraz spray do nosa – Buderhin. Na koniec wizyty dr powiedziała, że mam się do niej zgłosić, gdy się przeziębię i gdy będę miała typowe objawy zapalenia zatok. Wykupiłam leki i brałam je według zaleceń.

Minęło trochę czasu, leki zostały skonsumowane, a z nosa jak leciało tak leciało. Denerwowałam się, gdyż przez wyciek z nosa nie mogłam spać, najczęściej wyciek był o drugiej, trzeciej nad ranem, budziłam się i do rana z nerwów nie mogłam zasnąć.

14 maja 2003r. udałam się do lekarza rodzinnego po kolejne skierowanie do laryngologa.

Tego samego dnia zadzwoniłam do Centrum Medycznego ALDEMED w Zielonej Górze i umówiłam się na wizytę do otolaryngologa na 16 maja 2003r. na godz. 17:20. Przybyłam do przychodni na umówioną godzinę. W gabinecie przyjmowała dr Monika J-J. Na wizycie przedstawiłam cała historię choroby, zdjęcia Rtg i dokumentację pisemną. Dla Pani dr zrobiłam ksero tak jak poprzednim razem. Stwierdziła, że tych dokumentów w karcie nie będzie zostawiać, bo nie są jej do niczego potrzebne. Nie spojrzała nawet na nie. Zdjęcia Rtg też ją nie interesowały. Obejrzała moją jamę ustną i stwierdziła, że pięknie się wszystko wygoiło i że jestem zdrowa. Z niedowierzaniem przestałam drążyć temat.

Pani dr zmartwiła się tylko tym, że mój lekarz rodzinny kierując mnie do specjalisty przez pomyłkę nie postawił wszystkich pieczątek na karcie w wyniku, czego pani dr za moją wizytę nie dostanie pieniędzy.

Obiecałam, że dowiozę kartę ze wszystkimi pieczątkami. Tak też zrobiłam.

I tak w ciągłej niepewności i strachu dożyłam do września 2003r.

25 września 2003r. udałam się do stomatologa do Dr Doroty P. do Łagowa. Na wizycie powiedziałam, że czuję duży niepokój, tym bardziej, że od czterech dni w zębodole po usuniętej szóstce czuję coś, co przesuwa się, gdy dotykam dziąsło tak jakby był tam jakiś płyn. Dr Dorota P. stwierdziła, że niewątpliwie coś się dzieje. Natychmiast skontaktowała się telefonicznie z dr Jarosławem S. Po konsultacji telefonicznej, podała mi namiary na chirurga szczękowego w Gorzowie Wlkp. panią dr Joannę G.

Po przyjeździe od stomatologa skontaktowałam się z Panią dr Joanną G.

Dr Joanna G. była w tym czasie na zwolnieniu lekarskim w związku z tym

umówiłyśmy się, że przyjadę do poradni po 20-tym października.

W międzyczasie wzięłam skierowanie od lekarza rodzinnego do laryngologa, by ten mógł skierować mnie do chirurga szczękowego.

8 października 2003r. odbyła się wizyta u otolaryngologa dr Witolda S. w Słubicach, który wysłuchał mojej historii. Skierował mnie na zdjęcie zatok. Umówiliśmy się na kolejną wizytę (dopiero na 17 października 2003r.).

17 października 2003r. Druga wizyta u dr Witolda S. w Słubicach.

Lekarz obejrzał moją jamę ustną, poprzednie i aktualne zdjęcie Rtg i stwierdził, że coś się dzieje.

Otrzymałam skierowanie do Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp.

22 października 2003r. udałam się do Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp., gdzie poznałam Panią dr Joannę G. Opowiedziałam wszystko to, co wydarzyło się do tej pory.

Pani dr poprosiła mnie bym zrobiła zdjęcie pantomograficzne. Zrobiłam. Na podstawie wywiadu, zdjęć Rtg zostałam przyjęta na oddział laryngologii.

23 października 2003r. odbył się zabieg w znieczuleniu ogólnym.

W szpitalu przebywałam do 29 października 2003r.

31 października 2003 roku odbyła się wizyta kontrolna w Poradni Chirurgii Szczękowej u Pani dr Joanny G.

03 listopada 2003 roku odebrałam wynik badania histopatologicznego i udałam się do gabinetu Pani dr Joanny G. na wizytę.

Wynik był szokujący!!!

AMELOBLASTOMA (ADAMANTINOMA – nowotwór miejscowo złośliwy).

Pani doktor próbowała mnie uspokoić. Zaproponowała konsultację z Poznaniem. Umówiłyśmy się na wizytę na dzień 06 listopada 2003r.

6 listopada 2003 r. otrzymałam od Pani dr Joanny G. skierowanie na leczenie w Klinice Chirurgii Szczękowo – Twarzowej ISAM w Poznaniu ul. Przybyszewskiego 49.

Termin przyjęcia mnie na oddział był wcześniej uzgodniony przez Panią dr Joanną G. z dr Krzysztofem O. Miał to być 12 listopad 2003r.

Tego dnia pojechałam do Poznania na oddział Chirurgii Szczękowo – Twarzowej. Miałam duży problem z zarejestrowaniem się. Nie mogłam nigdzie znaleźć dr Krzysztofa O., wszyscy twierdzili, że jest nieobecny. Tłumaczyłam, że przyjechałam z daleka i wizyta ta była wcześniej uzgodniona przez Panią dr Joannę G.

Po długich poszukiwaniach odnalazłam jednak dr Krzysztofa O. Po raz kolejny opowiedziałam cały przebieg wydarzeń, przedstawiłam wszystkie zdjęcia Rtg, które posiadałam oraz dokumentację pisemną w tym wynik badania histopatologicznego.

Dr Krzysztof O. zdjął szwy, które były jeszcze po zabiegu przeprowadzonym przez dr Joannę G. Obejrzał zdjęcia Rtg i powiedział, że „mam po trzech miesiącach od zabiegu przeprowadzonego w Gorzowie zrobić kolejne zdjęcie pantomograficzne na tym samym aparacie, co przed zabiegiem i mam udać się do lekarza, który mnie operował, czyli do dr Joanny G.”

W trakcie wizyty dr Krzysztof O. oświadczył, że nikt nie rozmawiał z nim na temat dzisiejszej mojej wizyty. Zaskoczyło mnie to, gdyż dr Joanna G. wyraźnie powiedziała, że wszystko uzgodniła z dr Krzysztofem O.

Dr Krzysztof O. nie pozostawił w mojej karcie dokumentów, które mu przywiozłam (ksero). Była to cała dokumentacja, która do tej pory powstała w trakcie mojego leczenia. Nie podbił się na białej karcie książeczki RUM-owakiej. Jakby zlekceważył lekarza kierującego i jakby wizyty w ogóle nie było.

14 listopada 2003r.

Udałam się na wizytę kontrolną do Gorzowa do dr Joanny G. Powiedziałam pani dr, że podejrzewam nieszczelność pomiędzy dziąsłem, a zatoką, gdyż w trakcie mycia zębów woda wylatuje mi nosem. Decyzja była taka, że widzimy się w grudniu i jeżeli nadal będę odczuwać tego typu dolegliwości, zrobimy mały zabieg, który uszczelni ewentualne nieszczelności.

4 grudnia 2003r. Umówiona wizyta.

Nieszczelność nadal była. Pani dr obejrzała dokładnie dziąsło i umówiłyśmy się na zabieg na dzień 10 grudnia 2003r.

10 grudnia 2003r.

Zabieg uszczelnienia zatoki w Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp.

12 grudnia 2003r.

Wizyta kontrola w Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp.

16 grudnia 2003r.

Wizyta kontrola w Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp. Zdjęcie opatrunku.

22 grudnia 2003r.

Wizyta kontrola w Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp. Dr Joanna G. pojęła decyzję, że szwy zostaną zdjęte po Nowym Roku.

6 stycznia 2004 r.

Kontrola w Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp. Zdjęcie szwów.

Oświadczyłam dr Joannie G., że byłam chora – przeziębiona, brałam leki i niepokoi mnie coś, co znajduje się na podniebieniu po prawej stronie, wykryłam to w trakcie przeziębienia.

Moje podniebienie z prawej strony zrobiło się wypukłe. Mimo, że w owej chwili byłam zdrowa to uwypuklenie na podniebieniu nie zeszło.

22 stycznia 2004r.

Minęły trzy miesiące od zabiegu przeprowadzonego przez dr Joannę G.

Wykonałam zdjęcie, pantomograficzne na tym samy aparacie rentgenowskim co przed operacją i udałam się na wizytę do Poradni Chirurgii Szczękowej w Gorzowie Wlkp. do dr Joanny G.

Na wizycie poprosiłam o skierowanie do Kliniki Chirurgii Szczękowo – Twarzowej do Szczecina, gdyż cały czas czułam ogromny niepokój. Poza tym miałam ten sam objaw, co przed zabiegiem – wyciek z nosa. Pani dr bez problemu skierowała mnie do Szczecina.

Od momentu odebrania wyników badania histopatologicznego tj. od 3 listopada 2003r., postanowiłam skontaktować się z Onkologiczną Poradnią Genetyczną w Szczecinie.

Zadzwoniłam do doktora Tadeusza D., który jest, a przynajmniej był asystentem Prof. dr hab. n. med. Jana L.

Doktor Tadeusz D. przez trzy miesiące próbował wypożyczyć szkiełka ze szpitala w Gorzowie Wlkp. by móc potwierdzić wynik histopatologiczny. Szpital w Gorzowie bardzo utrudniał wypożyczenie preparatów. Osobiście zawiozłam pisemną prośbę Prof. dr hab. n. med. Jana L. o wydanie materiałów. Niestety prośbę pisemną wzięto ode mnie, ale szkiełek nie wydano.

Gdybym mogła osobiście przewieść szkiełka z Gorzowa do Szczecina oszczędziłoby mi to wiele nerwów i czasu, a co najważniejsze wcześniej trafiłabym na oddział Chirurgii Szczękowo – Twarzowej w Szczecinie.

Jakimś cudem szkiełka dotarły do Szczecina i 23 stycznia 2004r. dr Tadeusz D. telefonicznie potwierdził wynik badania histopatologicznego.

Zaproponował konsultację w Klinice Chirurgii Szczękowo – Twarzowej w Szczecinie. Umówiliśmy się na dzień 26 stycznia 2004r.

Tradycyjnie zabrałam ze sobą wszystkie zdjęcia Rtg i całą dokumentację pisemną (ksero), którą do tej pory zgromadziłam. O ile do Poznania pojechałam przygotowana na przyjęcie na oddział, o tyle do Szczecina zabrałam tylko dokumenty. Tego dnia spotkałam się z dr W. Opowiedziałam mu całą historię. Lekarz zbadał mnie. Obejrzał zdjęcia Rtg, dokumentację i stwierdził: ”…dotychczasowe leczenie było nieprawidłowe, kolejne zabiegi, które pani przeszła spowodowały rozsianie choroby. Tego typu zdjęcia Rtg, na które kierowali panią lekarze można robić w przypadku zapalenia zatok – tu potrzebna jest tomografia komputerowa i bardzo rozległy już w tej chwili zabieg”.

Zapytałam:

Jak rozległy, jak to będzie wyglądać, jak ja będę wyglądać po zabiegu?

Lekarz odpowiedział:

Proszę pani, nieważne jest jak będzie pani wyglądać po zabiegu, pani ma nowotwór, który należy usunąć ze zdrową tkanką by ponownie nie mógł się odnowić. Pani musi przeżyć, wyglądem martwić będziemy się później. Cięcie będzie najprawdopodobniej przeprowadzone na zewnątrz twarzy, należy usunąć kość – szczękę = zęby. Leczenie należy podjąć natychmiast!!!”.

TE SŁOWA SŁYSZĘ DO DZIŚ ! ! !

Gdybym tego dnia była przygotowana na przyjęcie do szpitala zostałabym skierowana na oddział Chirurgii Szczękowo – Twarzowej. Niestety nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, tym bardziej, że dr Krzysztof O. z Kliniki Chirurgii Szczękowo – Twarzowej w Poznaniu jeszcze 12 listopada 2003r. mając te same dokumenty, co dr W., między innymi wynik badania histopatologicznego stwierdził, że jestem zdrowa.

ZA WSZELKA CENĘ CHCĘ ŻYĆ – z taka myślą szłam do szpitala.

Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie tak do końca sprawy, jaka jest to cena.

9 lutego 2004r.

Zostałam przyjęta na oddział Kliniki Chirurgii Szczękowo – Twarzowej w Szczecinie. Przez dwa dni tj. od 09.02 do 10.02.2004r. oglądało mnie wielu lekarzy.

11 lutego 2004r. została wykonana tomografia komputerowa głowy /zatok/.

W godzinach południowych otrzymałam diagnozę = wyrok:

USUNIĘCIE PRAWEJ SZCZĘKI Z ZĘBAMI OD TRÓJKI WŁĄCZNIE, PRAWEJ KOŚCI PODNIEBIENIA, KOŚCI WEWNĘTRZNEJ NOSA. CIĘCIE BĘDZIE PRZEPROWADZONE NA ZEWNATRZ TWARZY, WZDŁUŻ NOSA, POD NOS I DALEJ PO WARDZE.

Byłam w szoku!!!

Dr Robert K.:

To jest jedyna metoda by mogła pani przeżyć, zwlekając z zabiegiem pogorszy pani swój i tak kiepski już stan, jeżeli zdecyduje się pani na zbieg w późniejszym terminie okaleczenie będzie dużo większe. Pani musi ratować życie”

16 lutego 2004r. Operacja.

Dokonano resekcji szczęki prawej tak jak zaplanowano.

24 lutego 2004r. Wypis ze szpitala.

Od momentu wypisu ze szpitala trwa rehabilitacja: Nauka jedzenia, połykania, gryzienia, przyzwyczajania się do protezy i zmiany anatomii. Ciągłe wątpliwości, czy aby na pewno jest wszystko dobrze.

A przecież mogłam trafić tam dużo wcześniej, na początku 2002r. kiedy jeszcze można było zrobić zabieg o dużo mniejszych stratach. Lecz dr Wojciech W. skierował mnie na laryngologie! Wiedząc, że kierowanie mnie do Kliniki Chirurgii Szczękowo – Twarzowej w Szczecinie będzie oznaczało dla Niego stratę, pacjenta, klienta i 800 zł!!!

Zawsze dbałam o zdrowie, nigdy nie lekceważyłam żadnych niepokojących objawów. Jestem ostrożna, może, dlatego, że mając 17 lat zmarła mi mama na raka piersi, rok później tata. I wiem jak ważne jest zdrowie. Nie praca, nie pieniądze, lecz zdrowie.

Nie masz zdrowia, nie masz pracy, nie masz środków do życia – nie istniejesz.

Gdy straciłam rodziców uświadomiłam sobie, że nie boję się RAKA. Ja się boję NASZEJ SŁUŻBY ZDROWIA I CYNICZNYCH LUDZI, KTÓRZY W NIEJ PRACUJĄ.

Uważałam tak będąc zdrową, dziś jestem tego samego zdania, bo wiem, że nie rak zabija w stu procentach, lecz czas, którego my chorzy nie mamy. Czas marnowany na stanie w kolejkach, limity, ograniczenia i jakby nie patrzeć brak wiedzy i rutyna lekarzy.

Opisałam to wszystko, bo jestem zbulwersowana i zrozpaczona!

Postępowanie Służby Zdrowia jest lekceważące, opieszałe, szorstkie.

Po pierwsze:

NIE SZKODZIĆ –

NIC NIE ROBIENIE TO RÓWNIEŻ OGROMNA SZKODA DLA CHOREGO.

NIC NIE ROBIENIE, NIE KIEROWANIE PACJENTÓW NA SPECJALISTYCZNE BADANIA (w moim przypadku na tomografię komputerową zatok, nie przesłanie czterokrotne usuniętych tkanek do badań histopatologicznych) MOŻE NAS PACJENTÓW ZABIĆ.

I tak byłoby w moim przypadku, gdyby nie moja intuicja, prawdopodobnie dziś już by mnie nie było.

Proszę sobie wyobrazić, że to Państwa córka, syn przeżyli ten horror i że to właśnie Pańskie dziecko jest na moim miejscu.

Mam 32 lata, a już nie mam zębów, kości, zatoki, żyję w ciągłym strachu czy wróci choroba. Jestem okaleczona ! ! !

Nie przez własne niedbalstwo – bo za późno zgłosiłam się do lekarza – lecz przez niedbalstwo lekarzy!.

PS

Nie chciałbym aby „moja historia”, ani ta strona stała się formą „nagonki” na środowisko medyczne.

Daleka jestem od oceniania całego środowiska medycznego na podstawie kilku nieudolnych lekarzy, gdyż było by to wysoce krzywdzące dla całej Służby Zdrowia. Uważam jednak, że lekarze, wykonując swoją pracę, zdając sobie sprawę z ogromnej odpowiedzialności za zdrowie i życie pacjentów są w rzeczywistości bezkarni wobec zaniedbań i błędów przez siebie popełnionych i potrafią to bezlitośnie wykorzystać, chcąc uniknąć odpowiedzialności.

W „mojej historii” pojawiły się też „dobre anioły” dzięki, którym żyję…

Chciałabym z tego miejsca podziękować pracownikom:

Onkologicznej Poradni Genetycznej Zakładu Genetyki i Patomorfologii PAM Szczecin

/Prof. Jan L.; w szczególności: dr Tadeuszowi D., który z własnej inicjatywy pokierował maje leczenie na właściwie tory i dzięki któremu dotarłam w ostatniej chwili do Kliniki Chirurgii Szczękowo – Twarzowej w Szczecinie/

Klinice Chirurgii Szczękowo – Twarzowej w Szczecinie

/dr Robertowi K. za ostre, ale szczere słowa, które pomogły mi podjąć właściwą decyzję, za fachową „rękę” i  „oko” w trakcie operacji; 

dr Piotrowi Z. który nie został ujęty w „mojej historii”, ale który był obecny w trakcie mojego leczenia na chirurgii szczękowo-twarzowej, za Jego bardzo wnikliwe, uważne podejście do pacjenta, za doglądanie mnie po operacji na nocnym dyżurze; pielęgniarkom, których nie znam nawet z imienia, a które utkwiły w mojej pamięci, do dziś…

Widzę ich pogodne, uśmiechnięte twarze, które pomagały przetrwać najgorsze momenty…  

Wszystkim tym, którzy przyczynili się do prawidłowej diagnozy i właściwego leczenia…

Z całego serca DZIĘKUJĘ.

Sylwia Grygierczyk – Jabłońska

sylwia.grygierczyk@vp.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.